czwartek, 26 grudnia 2019

Maria Wróbel - Okienka



Buszując w domowym księgozbiorze, na jednej z półek znalazłam opowiadania Gogola. Żółta okładka emigrowała do mojego pokoju, by tam wyczekiwać na spotkanie ze mną. Ciekawość nie dawała mi spokoju i nasilała się w miarę zbliżających się deadline’ów przeróżnych obowiązków, więc stwierdziłam, że chociaż przewertuję książkę z opowiadaniami. Na pierwszej stronie natknęłam się na napis „Dla Lucyny Wróbel w nagrodę za II miejsce w konkursie poezji „Rada Pedagogiczna”
-Mamo, brałaś udział w konkursie poezji?
Mama spojrzała na pierwszą stronę książki i z przekąsem odparła
-Tak, brałam. To napisała moja polonistka, miała piękne pismo.
Moja mama i poezja? Nigdy nie widziałam jej twórczości, myślałam, że lekkie pióro odziedziczyłam po tacie, który lubi czasem zabłysnąć literackim talentem.
Otwierając żółtą książkę, otworzyłam przed sobą małe okienko. Dostałam w prezencie małe, zaskakujące odkrycie. Codziennie natykam się na okienka. Przedwczoraj widziałam tylko jedno, wczoraj było ich aż pięć. Jedne mikroskopijne, inne bardziej przypominają drzwi balkonowe. Niektóre nie kryją za sobą nic. Jednak zdecydowana większość kryje za sobą kolejne, większe okno. W dzień ogniskowej wigilii otworzyłam okienko od kominka, którego ciepło zmyło ze mnie jesienną chandrę. Kilka lat temu nie przyszłaby mi do głowy myśl, że napiszę i wystawię swój monodram, że będę miała okazję wystąpić w radiu, że będę czytać wiersze w Muzeum Literatury lub, że spotkam grupę fantastycznych, kreatywnych ludzi, przy których znikają wszelkie granice, które mogłyby dzielić nas w codziennej rzeczywistości. Każdy z tych darów skrył się za pokaźnym rzędem okienek, a pierwsze z nich otworzyłam, gdy spontanicznie podjęłam decyzję o wyjeździe na pierwszy obóz letni. Wiem, że gdybym wtedy nie podjęła się tej decyzji, okienko zamknąłby przeciąg i z dnia na dzień coraz ciężej byłoby mi je otworzyć. A do otworzenia takiego okienka potrzebna jest jedynie chęć i ciekawość. Gdy brak tego drugiego faktora, warto się przemóc i chociaż uchylić okienko, aby zobaczyć co się za nim kryje.
W przedświąteczny czas nie kupiłam kalendarza z czekoladkami. Codziennie otwieram okienko z zawartością, której nie widać gołym okiem. Jedyną zasadą tego codziennego kalendarza niezwykłości jest to, że jeśli nie otworzymy okienka w porę, to co się za nim kryje może wyparować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz