środa, 6 listopada 2019

Małgorzata Czerwień i Marianna Kalinowska - Wspólna galaktyka





Od pewnego czasu dzielę ludzi na dwie kategorie: Tych, którzy zwyczajnie piją herbatę i tych, dla których picie herbaty jest ceremonią. Ja należę do tej drugiej grupy. Jesienią i zimą wychodzę z kubkiem gorącej herbaty do ogródka. Piję ją zanim wystygnie, żeby poczuć różnice miedzy swoim wnętrzem, a resztą świata. Mam wtedy poczucie, że sama decyduję o tym, jaka jest we mnie pogoda, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Herbata zawsze wprawia mnie w refleksyjny nastrój. Nie wiem dlaczego. Podczas roku szkolnego często chodzę do kawiarni, aby zrelaksować się i uporządkować myśli. Dla większości osób, które poznałam w swoim życiu, picie herbaty nie jest niczym wyjątkowym. Jest zaledwie czymś, co podpowiada rutyna. Czymś, nad czym się nie zastanawiają. Tylko siorbaniem wrzątku. Ku mojemu zdziwieniu, w Ognisku poznałam wiele osób, dla których herbata ma szersze znaczenie. Niektórzy od zawsze umieli dostrzegać w codzienności coś więcej. Inni nauczyli się tego podczas zajęć. Ogniskowicze nigdy się nie nudzą. Dla nich nawet najmniejszy cień lub szum może być inspiracją. Ognisko nauczyło mnie, że życie jest kolorowe, jeśli będę przyglądać się każdej barwie i nie pominę żadnej z nich (przez własne lenistwo lub brak skupienia) Nawet czerń stanie się barwna, jeśli będę wpatrywać się w nią wystarczająco dokładnie. Mam prawie osiemnaście lat, więc moja przygoda w Ognisku powoli się kończy. Jest mi smutno, ale wiem, że wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zawsze będą ze mną wspomnienia, które zebrałam w Ognisku. Tak samo jak wiedza i doświadczenie. Poza tym w przyszłości również będę mogła odwiedzać Ognisko. Absolwenci są bardzo miłe widziani, ponieważ Ogniskowiczem jest się całe życie. Ponadto, mogę liczyć na pomoc przyjaciół, których tam poznałam.

Rok temu na obozie letnim spotkałam pewną dziewczynę. Trzymała w ręku kubek z napisem "Po prostu napisz to." Nie wiem, co znajdowało się w kubku. Byłam zbyt pochłonięta rozmową, aby to zauważyć. Pomimo tego, po kilku minutach byłam pewna, że niezależnie od zawartości naczynia, Gosia postrzegałaby herbatę tak samo jak ja. Później poprosiła mnie, abyśmy zrobiły sobie tematyczne zdjęcie o kosmosie. Początkowo nie byłam chętna, ponieważ uważam, że jestem szczególnie niefotogeniczna. Na szczęście zgodziłam się pod wpływem chwili. Wolę sobie nie wyobrażać, ile wspaniałych rzeczy nie wydarzyłoby się, gdybym odmówiła. Na szczęście nie utonęłam we własnych kompleksach. Wiedziałam, że Ognisko to miejsce, w którym mogę zwyczajnie być sobą i nie wstydzić się swoich wad. Zrobiłyśmy wspólnie zdjęcie, które zapoczątkowało istnienie naszej wspólnej galaktyki. Doskonale pamiętam chwile, gdy malowałyśmy sobie gwiazdy na ramionach i policzkach.

Ognisko składa się z przeróżnych ludzi. Prawdopodobnie dlatego praca nad sztukami jest w nim tak szybka i efektywna. Spokojni wyciszają nerwowych, skupieni nakierowują roztargnionych, żartobliwi pomagają melancholikom pisać komedie, a refleksyjni wspierają roześmianych w pisaniu tragedii. Wszyscy dopełniają się nawzajem. Nie martw się, jeśli jesteś nowy w Ognisku i wydaje Ci się, że nie masz żadnej wyjątkowej cechy. To niewłaściwe przekonanie! Mi na początku wydawało się, że nie mam niczego do zaoferowania światu. Dzięki uczestniczeniu w zajęciach wydobyłam z siebie najlepsze cechy, o których istnieniu zupełnie nie wiedziałam. W rzeczy samej, w Ognisku może odnaleźć się każdy, kto będzie gotowy zaangażować się w sztukę! Poznałam tutaj przeróżnych ludzi. Z niektórymi z nich lubię się śmiać, z innymi tańczyć, a jeszcze z innymi rozmawiać. Znalazłam również osobę, która doskonale mnie rozumie. W te wakacje zrobiłam z nią kolejne zdjęcie, którego tematem były kropki Kusamy. Gdy do niego wracam przypominają mi się nasze wspólne rozmowy, a szczególnie ta, która skończyła się nad ranem.

Myśląc o zdjęciu z Marianną, bardzo się wzruszam i jednocześnie nabieram siły, bo pamiętam, jak je robiłyśmy. Jeśli mijające dni nie zdeformowały mojego poczucia czasu, to noc wcześniej jedną z bardziej inspirujących rozmów przerwał nam wschód słońca. Mając wolną chwilę po zajęciach chciałyśmy się zdrzemnąć i zregenerować. Przypomniało nam się, że to ostatnia szansa na zrobienie japońskiego zdjęcia i od razu wymyśliłyśmy mnóstwo usprawiedliwień, żeby móc iść spać. Kreatywność w takich momentach bywa zaskakująca. Popatrzyłyśmy na siebie i zrozumiałyśmy, że „Robimy! Już!”. Reszta zadziała się naprawdę błyskawicznie, jakby pomysł i potrzebne przedmioty tylko na nas czekały. Potem zrozumiałam, że od tego momentu już nigdy nie będę mogła zasnąć dopóki nie wykorzystam szansy, a jeśli drzemka wyda mi się kusząca - porozmawiam z Marianną i zacznę działać. Po prostu.

Nie mogłyśmy inaczej. Nie mogłyśmy sobie odpuścić, nie po tym, jak zrobiłyśmy wspólne zdjęcie w ubiegłym roku. Pamiętam, że miałam pomysł, ale potrzebowałam drugiej osoby. (To się czasem zdarza w różnych okolicznościach i naprawdę warto nauczyć się znajdywać odpowiednich ludzi! Czasem wystarczy zagadać, innym razem trzeba trochę wysiłku, żeby pomóc komuś się przełamać, albo przekonać go do swojego pomysłu, czasem trzeba samemu otworzyć się na potencjał drugiej osoby, ale warto!) W pokoju obok siedziała Marianka i chociaż wtedy jeszcze wszystkie inspirujące rozmowy były przed nami, obie czułyśmy, że warto zrobić coś razem. Wydaje mi się, że miałyśmy dobrą intuicję, ale chyba nie spodziewałyśmy się, że pomalowanie się w gwiazdozbiory będzie wielkim wybuchem, w wyniku którego powstanie nasza niesamowita galaktyka pocztówkowo-telefoniczna.

Tworzenie tegorocznego zdjęcia było - jak sztuka Kusamy - czerwone, dynamiczne, buzujące emocjami, ale udało mi się wyłowić kilka myśli: Dzielone szaleństwo nie jest groźne i może zamienić się w sztukę, nie trzeba bać się z niego zwierzać. Warto szukać ludzi, z którymi schody pokonuje się w pięknym stylu (na przykład: kładąc się i robiąc zdjęcie). Przy okazji można odkryć wzruszające podobieństwa sięgające dużo głębiej niż zauważenie, że mamy takie same sukienki, które zresztą nosiłyśmy cały dzień. Podobnie jak czerwone kropki, które wcale nie dały się łatwo zmyć, ani o sobie zapomnieć i dodawały sił (chyba skuteczniej niż zrobiłaby to drzemka). Kiedy brakuje mi motywacji, albo się do czegoś zniechęcam, to przypominam sobie wtedy to zdjęcie, które stało się kolejną gwiazdą świecącą jasno w naszym wspólnym kosmosie.

Dobrze było zauważyć ten moment i wyłowić go z całokształtu obozowego szaleństwa. Chociaż może się wydawać, że użyte przeze mnie słowa są nieadekwatnie podniosłe, to historia tego zdjęcia pomaga mi odpowiedzieć na skomplikowane pytanie: czym jest Ognisko?. Każde moje zetknięcie z Ogniskiem obfituje w wyzwania – te stawiane przez instruktorów, czy wzajemnie przez przyjaciół. Jednak, co w moim odczuciu jest najważniejsze, wyzwania te są rozdawane w pakiecie ze wsparciem, uśmiechem, motywacją, wskazówką i przestrzenią na samodzielne próby. Nieważne, czy to rola w warsztacie, nowe zajęcia instruktorskie, tańczenie lub  krzyczenie na scenie, czterowers, albo właśnie szybkie konkursowe zdjęcie – najistotniejsze wydarza się za kulisami i w nas samych. Jestem pewna, że każdy Ogniskowicz ma takie własne zdjęcie – wspomnienie, albo zdobędzie je w kolejnych latach swojej przygody.



Jeśli w jakimś odległym wymiarze istnieje inna wersja mnie, która nie poszła do Ogniska to musi być ona pozbawiona prawdziwego bogactwa: wspomnień, przyjaźni oraz doświadczeń. Obecnie cieszę się, że jestem. W tej chwili nie umiem nawet opisać tego, jak bardzo ważną osobą jest dla mnie Gosia. Nasza przyjaźń opiera się na ogromnym zrozumieniu, wrażliwości i wzajemnym szacunku. Piszemy listy, wiadomości i często rozmawiamy przez telefon. Spotykamy się we wspólnej galaktyce, chociaż w rzeczywistości mieszkamy bardzo daleko od siebie. Pisanie o tej galaktyce zajęłoby co najmniej dziesięć tysięcy stron. Podsumowuję więc: W Ognisku można znaleźć prawdziwych przyjaciół.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz