niedziela, 1 września 2019

Barbara Kurzejewska - Refleksje po spotkaniu Pani Elżbiety Ficowskiej




Ola, Basia, Kuba i Maks z Panią Elżbietą Ficowską 
przed prawdziwym wozem cygańskim w "Cyganówce", lato 2019

Jadąc na wilżańską działkę nie spodziewaliśmy się, że trafimy do innego świata - Cyganówki. Nie chcąc by chwile tam spędzone uleciały postanowiłam spisać swoje refleksje na gorąco.
Świadomość tego, że coś się wydarzy przeraża mnie bardziej niż wizja zaskoczenia. Im bliżej celu, tym więcej rodzi się w mojej głowie pytań do mnie samej niż do pani Elżbiety.
Jak zadać pytanie? Jak uniknąć niezręcznej ciszy?
Stres mija wraz z zobaczeniem Pani Elżbiety. Nie widzę starszej Pani, która przeżyła horror, tylko (jeżeli mogę tak powiedzieć) Babisię. Dojrzałą uśmiechniętą kobietę, otwartą i chętną do rozmowy.
Pewnie widzi nasz stres i niepewność, bo po najprostszym pytaniu zaczyna opowiadać. Ona chce mówić! O swoim życiu,  o naszym życiu, o soku, o ogórkach… o wszystkim!
Wydawało mi się, że gram w Szansie na Sukces. Niektóre słowa można było pociągnąć i spadał wtedy nie tekst piosenki, a opowieści, historia lub po prostu śmiech.
Nie wiem, ile czasu siedzieliśmy u Biety, ale rozmowa po prostu płynęła. A najlepszy moment? Zdjęcie przy wozie cygańskim, kiedy Pani Elżbieta ścisnęła moją dłoń i ją pogłaskała.
Nie mam jednej myśli, która zostaje w mojej głowie, mam ciepłe rozpływające się w sercu wspomnienie.

Nie umiem zacząć. Przeważnie dzieje się tak, ponieważ temat mało mnie interesuje, nie mam powodu, żeby o nim rozmawiać. Stad też moje zaskoczenie, dlaczego w tym przypadku jest mi tak ciężko. Drugie spotkanie z Elżbietą Ficowską... ważne, ważniejsze, żeby nie powiedzieć najważniejsze. Po pierwszej rozmowie byłam onieśmielona i zachwycona młodzieńczą energią Biety. Po drugiej kompletnie nie umiem pozbierać myśli. Nie czułam się jak wścibski reporter wchodzący z butami w czyjeś życie, ja przez nieokreślony bliżej czas znajdowałam się w bańce, szczelnej i kolorowej. Nie czułam stresu, nie widziałam Oli, Kuby i Maksa. Znajdowałam się tam ja i Bieta, a dookoła nas rozgrywały się najróżniejsze sceny z jej życia.
Co mnie najbardziej wzrusza w tej „znajomości”? Intymność i fakt, że zostałam potraktowana jak przyjaciółka i mogłam usłyszeć historie, które nie wszyscy znają.
Ta znajomość pachnie lasem, smakuje sokiem malinowym, a jak wygląda? To chyba zostawię tylko dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz