piątek, 3 października 2014

Marta Marciniak - Romantyczny głos do pierwszaka


Podobno pierwsze zdanie jest najtrudniejsze, więc dobrze, że już się kończy. A dobrze dlatego, że już bardzo długo oswajam się z myślą, aby napisać coś na ogniskowego bloga. Jednak wolałabym, aby to „coś” swoją obecnością nie popsuło magicznego wrażenia, jakie pozostaje po tekstach moich koleżanek i kolegów.
Ognisko ma tyle aspektów i tyle odcieni, że ciężko wybrać jeden, który można by opisać. Zastanawiałam się, jakim jednym słowem można opisać Ognisko. Magia, praca, artyzm, zabawa, inspiracja, przygoda, radość...
Jednak jak wiadomo, natchnienie przychodzi samo. Właśnie skończyłam przeglądać książkę z obozu w Jadwisinie. Urocze wpisy, zabawne anegdotki, moc wspomnień. I olśniło mnie! Olśniło mnie, że klamrą spinającą te wszystkie słowa jest miłość.
Każdy, kto był w Ognisku i został trwale zarażony wirusem machulszczaka, wie co mam na myśli. Przekazana została nam miłość do siebie – niewiele mająca wspólnego z egoizmem. Raczej z akceptowaniem i pewnością siebie, odwagą do wyrażania własnego zdania, nie godzeniem się na konformizm i dystansem do siebie. (Zwłaszcza gdy na pokazie świątecznym gra się samotną górną dwójkę w wigilijnych ustach wujka Staszka).
Miłość do grupy – bo przecież grupa jest najważniejsza, absolutnie i totalnie. Bo tworzy ją każdy z nas, a to od nas zależy, jaka będzie atmosfera na zajęciach. Bo gdy się w niej lubimy, szanujemy i chcemy działać, możemy wszystko. Serio, wszystko wszystko. (Dla mnie ideałem grupy jest Balladyna-Operetka, pracowanie z tymi ludźmi to był prawdziwy zaszczyt. No i wiemy, że możemy nawet zrobić warsztat podczas jednej próby).
Miłość do instruktorów – to ta najbardziej urokliwa i w obie strony działająca. Oni dają nam z siebie wszystko to, co najlepsze, my tylko musimy chcieć brać. A to, czego oni nas nauczą i to, co nam powiedzą zostanie w nas na zawsze. (Nadal analizuję wiersz metodą Sebastiana, a słowa Bartka, o których być może już nie pamięta, to jedne z najpiękniejszych, jakie mogłam usłyszeć).
Miłość do tego miejsca – z każdą salą wiąże się moc pozytywnych wspomnień (tu odbył się mój pierwszy warsztat, tam Kajtek opowiedział swój żart o Danucie, jeszcze dalej poznałam swoją wielką pierwszą miłość).
Miłość do pani Haliny – co tu dużo mówić, była tu i teraz, jadła kisiel palcem. Każdy, kto poznaje tę wspaniałą osobę od razu staje się ortodoksyjnym wyznawcą halinizmu.

Z perspektywy paru lat widzę, że Ognisko uczy miłości, ale mądrej i w mądry sposób. I mimo że nie każda przyjaźń przetrwa próbę czasu, nie każdy związek okaże się tym na całe życie i nie każdy warsztat będzie wyróżniony, to jedno jest pewne: to, co przeżyliśmy dzięki Ognisku było prawdziwe i szczere. Nie uczymy się odgrywać miłości na scenie, ale ją okazywać w realnym życiu. Dlatego każda chwila przeżyta na Bartyckiej 18, z ludźmi, których się tam poznaje, zostawia w nas mocny ślad. I dobrze, bo nie znam ani jednego machulszczaka, który byłby złym człowiekiem.

Ostatnie zdanie winno zawierać podsumowanie i głęboką refleksję twórcy, jednak ja skieruję się do pierwszaków, którzy lada dzień zaczynają swoje zajęcia: kochani, na początku zawsze jest trema, ale warto się otworzyć, aby móc przyjąć od Ogniska najwięcej, ile się da i ile się zmieści w waszych cudownych, artystycznych sercach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz