sobota, 21 czerwca 2014

Marcin Zbyszyński - Dwa dni, ktorych nigdy nie zapomnę



Pamiętam, gdy pierwszy raz przyszedłem do Ogniska. Zaprowadził mnie tam kolega. Nie do końca wiedzieliśmy, co to za miejsce i co nas właściwie czeka. Weszliśmy na zajęcia, naszym zadaniem było przygotowanie krótkiej scenki. Nie mieliśmy pojęcia jak się za to zabrać. Trudno więc dziwić się, że efekt naszej pracy okazał się żenujący. Było nam głupio, inne osoby z grupy śmiały się z nas. Marzyliśmy o tym, żeby jak najszybciej wyparować albo po prostu uciec z sali. Jednak nie uciekliśmy, bo była tam osoba, która potrafiła znaleźć w tym co pokazaliśmy masę pozytywów, każdego z nas pochwalić i docenić. Osoba, która pomagając nam z nieopisaną serdecznością sprawiła, że porażka momentalnie przemieniła się w sukces, a nasze twarze zapłonęły uśmiechem godnym tej osoby. Tą osobą była Dorota Wolska.
Kilka lat później przyszedłem na zakończenie roku. Staliśmy z kilkoma osobami gdzieś z boku. Przyszedł moment wręczania nagrody im. Doroty, której już z nami nie było. Rozległy się szepty i spekulacje. Nagle, ku memu największemu zdziwieniu usłyszałem swoje imię i nazwisko. Był to moment, którego nigdy nie zapomnę. Nie dlatego, że ludzie zaczęli klaskać, nie ze względu na ilość serdecznych słów, których na swój temat tego dnia wysłuchałem. Nie zapomnę tego dnia, gdyż był on dla mnie zobowiązaniem.
Nagroda im. Doroty Wolskiej to dla mnie doświadczenie, którego nie sposób się spodziewać. To zobowiązanie, które zdecydowałem się podjąć. Bo jeśli wręczona została mi ta nagroda, to znaczy, że ktoś mnie w ten sposób do Doroty przyrównał. A takie porównanie zobowiązuje. Bowiem za kilka lat tę nagrodę zaczną otrzymywać osoby, które Doroty osobiście nie znały. Znać będą za to laureatów tej nagrody, w ręce których powierzona zostaje nie tyle sama pamięć o Dorocie, co zarażenie innych jej podejściem do drugiego człowieka i otaczającej nas rzeczywistości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz