piątek, 16 grudnia 2016

Ania Drabik i Maja Leszek - Hallinistyczna wrażliwość



150 km od Warszawy, w zabitej deskami wsi na lubelszczyźnie, odnajdujemy bohaterów tego artykułu. Mieszkają oni w komórce. Takiej, jaką czasami ludzie mają przy domach, kojarzycie?  


Ten budyneczek (bo trudno nazwać go budynkiem) ma zaledwie jeden pokoik i sień. Na darmo szukać łazienki. Skarpetki wiszą nad kuchenką, bo to jedyny sposób, żeby je wysuszyć. Zamiast biurka stoi stary stolik kawowy, więc dzieciom wygodniej jest odrabiać lekcje na podłodze. Łóżka są trzy na pięć osób.  W tych warunkach mieszkają oni - trójka wspaniałych chłopców i ich rodzice. To właśnie dla nich z pomocą Ogniskowiczów stworzyłyśmy w tym roku Szlachetną Paczkę.


Ciężko jest nam sobie wyobrazić, że żyjemy w domu bez prawdziwego stołu czy odkurzacza, że nie mamy kurtki zimowej, kiedy na dworze panują minusowe temperatury, że nie stać nas na szampon i szczoteczkę do zębów. Dla nich to smutna rzeczywistość. Mimo tego nie poddają się, walczą, są wytrwali.  To właśnie wytrwałość w pokonywaniu trudności jest najważniejsza w Szlachetnej Paczce.


Nie ma słów, które trafnie opisałyby radość na ich twarzach, kiedy otwierali i oglądali otrzymane prezenty. Nie wiemy, czy kiedykolwiek widziałyśmy, aby ktoś tak jak chłopcy ucieszył się z kalkulatora, słownika polsko-angielskiego czy plasteliny. Na koniec naszej wizyty mama ściska nas i pełnym wzruszenia głosem powtarza kilka razy “dziękuję”. Dla tego widoku i tego “dziękuję” warto było podjąć tę inicjatywę.


Mówią: „Jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy że jesteśmy jeszcze coś warci”.  
Myślimy jednak, że jest nieco inaczej.  Jeśli ktoś nie prosi nas o pomoc, ale my sami zauważamy potrzebę, to właśnie wtedy ukazuje się nasza wartość. Te szeroko otwarte oczy to nic innego jak Hallinistyczna Wrażliwość, która pozwala nam widzieć więcej. Pani Halina zawsze pokazywała nam, Ogniskowiczom, że nie jesteśmy sami, że żyjemy we wspólnocie, za którą jesteśmy odpowiedzialni.

W czasie fuksówki przysięgaliśmy, że będziemy przez sztukę kształtować siebie i swoje środowisko. A tą sztuką jest między innymi sztuka dawania. Dawania bezinteresownego, dawania uśmiechu, nadziei. Nieważne jakim sposobem -  czy przez spektakl, który wyreżyserujemy, czy przez fundację, którą prowadzimy, czy właśnie przez przygotowanie Szlachetnej Paczki dla potrzebującej rodziny. Ważne, aby być zmianą TU i TERAZ.


Jerzy Ficowski napisał kiedyś “Jeśli nie ma znaku trwalszego niż my, nas też nie ma.” Zadbajmy więc naszymi działaniami o to, abyśmy byli :)  



Ania Drabik i Maja Leszek na letnich warsztatach Ogniska w 2013

czwartek, 1 grudnia 2016

Neli Khachatryan - 312 godzin


Wiecie, jak najłatwiej sprawdzić czy wypad był udany?
Kiedy wracasz do domu i nie potrafisz przez kilka pierwszych dni wrócić do ,,normalnego" życia. Letni obóz w Serocku z Ogniskiem Teatralnym „U Machulskich”, czternaście dni. Tak, ten wyjazd okazał się udany. Przez pierwszych kilka dni po powrocie czułam się jak bez ręki albo wątroby. Albo serca.
Dwa tygodnie to bardzo dużo czasu. Trzynaście razy dwadzieścia cztery (po odjęciu czasu niewspólnego/nieogniskowego pierwszego i ostatniego dnia) daje 312 godzin. Wydaje się dużo i rzeczywiście tak też było, ale nigdy nie pomyślałabym, że można się tak przywiązać do miejsc i ludzi w ciągu 312 godzin.
Na samym początku nie było łatwo. Ognisko jest dosyć mocno zżytą ze sobą społecznością i ciężko wkupić się komuś obcemu do grupy. Przez pierwsze kilka dni w pokoju, który został nazwany przez obozowiczów Pokojem Dramaturgów, co jakiś czas można było usłyszeć słowa: ,,Są trochę jak sekta, ale zobaczymy co z tego będzie'', które po jakimś czasie zamieniły się w: ,,Są trochę jak sekta, ale wydają się być bardzo fajni'', żeby na końcu przybrać formę: ,,Są trochę jak sekta, ale ja chcę należeć do tej sekty''. Cały czas dużo się dzieje, harmonogram dnia nie przewiduje odpoczynku, zmusza młode mózgi do kreatywnego myślenia, do ciągłego wymyślania nowych rzeczy, do pracy nad sobą, do kształtowania siebie i wszystkich wokół poprzez sztukę w każdej jej formie. Ci ludzie nigdy nie są nasyceni, chcą tworzyć, pracować, być jeszcze lepsi, ambitniejsi. Zmęczenie nie ma tu w ogóle nic do powiedzenia. Sen? Sen jest dla słabych! Wartości takie jak wrażliwość, empatia, zrozumienie, pomoc są stawiane na najwyższym szczeblu. Nie ma tu żadnego skrępowania, strachu czy wstydu. Tony jedzenia i różnorodnych rzeczy przywiezione z domu sprawiają, że tu naprawdę jest jak w domu.
Cztery miesiące później - Festiwal Korczak. Dwa dni. Przyjeżdżam do Warszawy widocznie spóźniona, wchodzę do pokoju, w którym znajduje się kilka poznanych w lipcu osób i już gdzieś tam w powietrzu czuję ogniskową moc. Ci ludzie po prostu nią emanują. Wsiąknęła w nich, w ich krew, płuca, cerę i bije na kilometry. Z godziny na godzinę bije mnie coraz bardziej. Apogeum osiągane jest drugiego dnia, podczas inauguracji nowego roku szkolnego Ogniska. Inscenizacje sztuk nagrodzonych w konkursie ,,Szukamy Polskiego Szekspira'', wykonane w całości przez ogniskowiczów, filmik zwieńczający całe dwa tygodnie serockowego pobytu, filmik zwieńczający całą historię Ogniska, od samego jego początku, podziękowania, nagrody, historie, dowcipy, to wszystko podziało z taką siłą, z ogniskowym uderzeniem, iż siedząc w jednym z rzędów na foteliku w Teatrze Powszechnym nie widziałam, nie czułam żadnej różnicy między tu a tam. Ognisko postanowiło zawładnąć całą Warszawą, Polską, a kiedyś pewnie i światem.