wtorek, 9 lutego 2016

Gabrysia Szmel - Zimowisko pełne przeżyć


Jadąc na zimowisko miałam wiele obaw. Bałam się, że nie zdążę nauczyć się tekstu na warsztat Oli Moskal, w którym miałam grać. Nie znałam osób przydzielonych mi do pokoju. Myślałam o tym, co będzie, jeśli okaże się, że nie jest tak fajnie, jakbym to sobie wyobrażała. Oczywiście okazało się to kompletnie niepotrzebne. Wystarczyło, że otworzyłam drzwi ośrodka, podbiegły do mnie Ada, którą znałam już z obozu z nieznaną mi jeszcze wtedy Marysią. Wzięły moje rzeczy, w ciągu 5 sekund wniosły do pokoju i przywitały się. To był pierwszy znak, że przyjechałam na zimowisko pełne Ogniskowiczów tryskających energią.
Przez kolejne dni nie miałam czasu na zupełnie nic, co można by uznać za zbędne, tak jak na przykład podrapanie się po głowie. Od rana do wieczora biegałam od zajęć przez próby do warsztatu po spotkania grupy, a byłam jedną z tych osób, które miały tam najmniej pracy.
Na zajęcia do grup instruktorskich trafiłam do Pani Zosi. Bardzo się z tego cieszyłam. Na co dzień nie ma z nią zajęć w Ognisku, czego bardzo żałuję. Było w nich pełno emocji, ruchu, energii, kreatywności i wszystkiego innego, co się tylko jeszcze da. Nie dało się na nich nudzić. Pani Zosia okazała się przy okazji zupełnie niesamowitą i niepowtarzalną osobą. Zawsze z uśmiechem na ustach.
Po 3 dniach skończyły się zajęcia instruktorskie, a czas, który wcześniej zajmowały, teraz zapełniły próby do warsztatów i same warsztaty. Codziennie oglądaliśmy kilka z nich. Każdy inny, wszystkie niesamowite. Największe wrażenie zrobił na mnie 3 warsztat Mikołaja Szumowskiego pod tytułem: Warsztat, o którym jutro i tak nikt nie będzie pamiętał. Był to monodram. Grał w nim Janek Kwapisiewicz - przyjaciel Mikołaja, świetny aktor i niesamowity Ogniskowicz. Ja odebrałam ten warsztat jako sztukę, o tym dlaczego warto żyć i co można nazywać miłością. W tym spektaklu Janek mówił wszystko w imieniu  Mikołaja - wyrażał to, co on myśli i czuje. Pod koniec warsztatu na scenie pojawiła się dziewczyna Mikołaja - Ola Uma, jako forma przedstawienia prawdziwej miłości. I wtedy łzy spłynęły mi po policzkach. Nie mogłam potem przestać płakać przez cały wieczór, bo w tym warsztacie  zobaczyłam jak piękne jest to, co on do niej czuje. Przedstawił to wszystko w jednej postaci na scenie. Było to dla mnie coś poruszającego i nie dawało mi spokoju jeszcze przez długi czas.
Kolejne dni mijały, kolejne warsztaty, aż w końcu nadszedł czas pokazu Oli. To miała być moja pierwsza rola w warsztacie - mój debiut. Przed wyjściem na scenę nie mogłam ustać. Przechodziło przeze mnie tornado emocji. Wyszłam przed widownię, a emocje cały czas narastały we mnie, było ich więcej i więcej i więcej. Opadły dopiero, kiedy wszyscy zaczęli bić brawo i rozpoczęło się omówienie. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Na pewno będę je jeszcze pamiętać długi czas, tak jak cały ten wyjazd. Zawsze będę wracać z tęsknotą myślami do czasów tego zimowiska, bo nie ma nic piękniejszego niż grupa ludzi kochających sztukę i Ognisko.



poniedziałek, 8 lutego 2016

Julia Demidziuk - 168 godzin, a tylko 30 snu


Jedziesz samochodem, trzymasz stos książek na kolanach, ale nie tylko ich ciężar cię przygniata  - ciężar wspomnień, doświadczeń, ale przede wszystkim powiek. Pragniesz wrócić, ale gdzie? Do clubu 35+ czy do własnego łóżka? Dobrze wiesz, że to pierwsze jest już niemożliwe, więc gdy tylko wrócisz do domu, położysz się spać. Trzymasz już głowę na poduszce, a tak upragniony sen nie odwiedza twoich skromnych progów. Dlaczego? Bo chyba tak już jesteśmy skonstruowani, że tuż przed zaśnięciem każdy z nas prowadzi rozmowę z własnymi myślami. 
Myślisz, wspominasz, analizujesz - otwierasz coraz głębsze szuflady, w których schowana jest niespodzianka grupy pierwszej, film Dreszcze, warsztat Kroki, taniec Piny Baush, definicja miłości wg Mikołaja Szumowskiego. Największą wartością schowaną w tych wszystkich szufladach nie są twoje przemyślenia, ale nasze. Każdy z nas miał okazję do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami po zobaczeniu teraz już tyko zawartości szuflady, a jeszcze przed kilkoma dniami żywych tworów. I z całego tego huraganu myśli, który wieje podczas każdego z omówień, ty wyciągasz coś dla samego siebie, swoje własne wnioski. Tak więc nie zasypiasz, bo kołacze ci w głowie jedno pytanie: Moje, czy nasze? W końcu oddajesz się w objęcia Morfeusza. 
Po 16 godzinach snu czujesz się wypoczęty, ale co robić, skoro jest 5 nad ranem. Włączasz komputer, wchodzisz na profil Studia Filmowego TOR na YouTube i oglądasz film Constans. Kończysz go, dochodzi  7, a ty nie żałujesz tego, że nie możesz z powrotem zasnąć, ale tego, że nie masz się z kim podzielić swoimi przemyśleniami, bo cały dom śpi, a ludzie z którymi spędziłeś ostatnie 168 godzin twojego życia są rozproszeni po całej Warszawie i okolicach. Tak więc co robisz? 
Ubierasz się i wychodzisz na spacer.